Zamieszki zaczęły się w mieście Ballymena. Do starć protestujących z policją i ataków na domy doszło także w miastach Belfast, Coleraine, Portadown, Newtownabbey, Carrickfergus, Larne, Antrim i Lisburn.
Wzrost liczby imigrantów
Ballymena to niewielkie miasto na północny zachód od Belfastu (Irlandia Północna). Według spisu ludności z 2021 r. w centrum Ballymena aż 30% mieszkańców to imigranci. Wśród nich są głównie Rumuni, Romowie, Polacy, Bułgarzy, Słowacy i Syryjczycy. Liczba imigrantów w Ballymena jest znacznie wyższa niż w całej Irlandii Północnej i potroiła się w ciągu ostatnich 10 lat. Dwie szkoły podstawowe w Ballymena znajdują się w pierwszej dziesiątce szkół (z 621 szkół w Irlandii Północnej), w których uczniowie nie mówią w języku angielskim.
Przestępstwa, o które oskarżani są imigranci
24 maja doszło do napaści na tle seksualnym na 13 letniej dziewczynce. 30 maja policja ujawniła opis podejrzanego: miał „ciemną skórę, ciemnobrązowe oczy i mówił w obcym języku”.
Jednak kiedy 8 czerwca policja podała do wiadomości publicznej, że dzień wcześniej czyli 7 czerwca doszło do kolejnego ataku na tle seksualnym na nastolatce, tym razem w Clonavon Terrace, w Ballymena zawrzało.
Początek zamieszek
W poniedziałek 9 czerwca dwóch aresztowanych wcześniej nastolatków zostało oskarżonych o napaść na tle seksualnym i postawionych przed sądem magistrackim Coleraine. Korzystali z pomocy tłumacza języka rumuńskiego i nie przyznali się do winy. Wieczorem w Clonavon Terrace odbył się „pokojowy protest mający na celu pokazanie naszego gniewu na to, czego nie można i nie będziemy tolerować w tym mieście”. Protest w którym wzięło udział ok. 5 000 osób, przerodził się w zamieszki. Kilku zamaskowanych osobników oderwało się od grupy i zaczęło wznosić barykady oraz atakować prywatne nieruchomości, w których mieszkali imigranci. Zaatakowali również policjantów bombami dymnymi, fajerwerkami, butelkami i cegłami, co doprowadziło do starć, które trwają już od kilku dni.
Wzrost nastrojów antyimigracyjnych
„Zamieszki mają sens; jesteśmy przeludnieni” – powiedziała Danielle O’Neill. „Brzmi to tak, jakbym była rasistką, ale nią nie jestem. To jak inwazja. Nie czuję się już bezpiecznie, chodząc po ulicach. Jeszcze wczoraj jeden z nich szedł za mną i mnie obserwował”.
O’Neill powiedziała, że niektórzy nowo przybyli mieszkańcy ciężko pracują, ale oskarżyła innych o przestępczość, którą władze ignorują. „Jeśli oni mogą terroryzować nasze dzieci, my możemy terroryzować miasto. To sposób, aby nasz głos został usłyszany”. Jej mąż, Ryan O’Neill, 33 lata, powiedział, że mieszkańcy muszą podjąć działania przeciwko domniemanym przestępcom. „Jeśli rząd ich nie dorwie, my ich dorwiemy”.
Mieszkańcy boją się o swoje życie
Przemoc na ulicach miast w Irlandii Północnej ma wyraźną motywację antyimigracyjną. Ludzie są przerażeni, boją się o swoje bezpieczeństwo. Setki domów w których mieszkają imigranci zostało zaatakowanych kamieniami, powybijano szyby, doszło także do podpaleń. Dziesiątki rodzin uciekło ze swoich domów.
Wielu mieszkańców wywiesza flagi brytyjskie lub kartki w oknach z napisami „Jesteśmy lokalni” albo „Tu mieszkają Brytyjczycy” w obawie, że ich dom zostanie zaatakowany.
Atakowani są głównie Romowie
Atakowane są przede wszystkim rodziny pochodzenia Romskiego przybyłe z Bułgarii i Rumunii. Wiele osób popierających ataki twierdzi, że to oni są winni wszystkiemu – od zachowań antyspołecznych, problemów z umówieniem się do lekarza i wzrost cen wynajmu mieszkań po sprzedawanie narkotyków, prowadzenie domów publicznych, zastraszanie i przestępczość.
Polacy również boją się o swoje bezpieczeństwo. Kilkanaście polskich domów również zostało zaatakowanych. Rodziny barykadowały drzwi wejściowe albo ukrywali się w łazienkach lub szafach.
Zamieszki nadal trwają i rozprzestrzeniają się na inne miasta w Irlandii Północnej.
